Ray Knight
Na ten wyścig czekałem z utęsknieniem. Trasa, na której
przyszło nam jeździć jest jedną z moich ulubionych tras treningowych. To stąd
zaczynam wycieczki do Terchovej przywitać się z Janosikiem, czy do Dolnego
Kubina. To tutaj się zaczynam przygotowywać do sezonu, a gdy już jest piękna
złota polska jesień – to w tych okolicach lubimy zakończyć sezon w górach, co
może poświadczyć mój jaworznicki kolega Paweł S.
Tereny te są również świetnie oznakowane dla rowerzystów MTB
– także Zbychu polecam. A jakbyście kiedyś chcieli tu trenować, a jednocześnie
wziąć ze sobą rodzinę z dziećmi, to polecam muzeum kolei w „Vychlowka” – tam
gdzie kończył się zjazd z tej dużej górki :).
Jedni mają spokojny trening, drudzy atrakcje, a potem jeszcze można odwiedzić jakieś termy :).
Tyle osobistego wstępu.
Poranek tradycyjny. Jako, że dzień wcześniej zameldowałem się w Rajczy, także na spokojnie była kawusia i śniadanko wyścigowe J. Potem lekki rozruch bez roweru, odebranie numeru startowego, ostanie regulacje i o 10.00 wyjazd na rozgrzewkę. W Ujsołach spotkałem trzy Jas-Kółki i wspólnie dogrzaliśmy nogi przed startem. Na starcie zameldowaliśmy się o 10.30. Udało nam się w trójkę zająć pierwszy rząd, jak następni też byli blisko.
Potem trochę stania w słońcu, machania do drona,
przemówienia wójta, foty, odliczanie
i start. I już było czuć atmosferę ścigania, wszędobylskie odgłosy klikania
pedałów, hałas stożków, pisk karbonowych obręczy przy hamowaniu, pierwsze
komentarze itd., itp. :).
Start honorowy dość spokojny, samochód pilota nie przekraczał prędkości 25 km/h – więc co chwilę był słychać odgłosy uwaga auto, uwaga coś tam i wszyscy w kupie :).
Tempo na początku było tak leniwe, że nie wiem kiedy zaczął się start ostry, bo całą uwagę skupiłem na peletonie, żeby w kogoś nie przywalić i żeby nie było kraksy. Ale cieszył mnie fakt, że wszystkie Jas-Kółki jechały zdecydowanie z przodu peletonu, czujnie, uważnie i aktywnie.
Po spokojnym starcie honorowym ruszał pierwszy atak – kto zna ten podjazd, to tam przy pierwszym tartaku – gdzie jest pierwsze 8% :). I całe szczęście, że nasz team z przodu, bo nastąpiło pierwsze rozerwanie peletonu, a większość Jas-Kółek została z przodu w składzie: Piotrek, Darek, Jarek, Marek, Marcin, Eugeniusz i Ja (mam nadzieję, że nikogo nie pominąłem – ale rozpoznaję naszą ekipę po rowerach i kaskach :)).
Drugi atak – 1,5 km przed Glinką – czyli tam gdzie jest 10-12%, zaczął ktoś z naszych rywali, lecz dzielnie z Piotrkiem pociągnęliśmy grupę do ucieczki, potem zaatakowałem samotnie i tym sposobem byłem około 10s. przed peletonem. Taki miałem plan, wjechać pierwszemu na Glinkę, taka osobista zadra, gdyż dwa lata temu, jak miałem wypadek na w Rajczy na Road Maratonie, to też wjechałem pierwszy na przełęcz, lecz na STRAVIE mnie ktoś oflagował i nie miałem zaliczonego segmentu. Wydaje mi, się, że wtedy nawet wjechałem szybciej – w końcu człowiek był dwa lata młodszy, ale już nie będę tego rozpatrywał – może zdjęcia pokażą, koledzy z drużyn poświadczą, że w tym roku na Glinkę wjechałem samotnie – oczywiście na stronę Słowacji.
Potem zaczął się spokojny zjazd, z Glinki to taki zjazd pomocniczy, tzn., żeby zjechać trzeba cały czas pedałować, tylko pomaga w tym, że jest lekko w dół :). Spokojnie poczekałem na peleton, i tak sobie jechaliśmy spokojnie do Zakamiennego. Cała pierwsza grupa około 60 osób trzymała się razem. Pierwsze ataki zaczęły się na podjeździe za Zakamienny, - niby 5% i 1 km podjazdu, ale do tego wiatr, interwałowe tempo – spowodowało, że trzeba było jechać czujnie i z przodu. I tu znowu nasza drużyna jechała wzorowo – wszyscy w czubie, wszyscy czujnie. Zaraz za tym zjazdem rozpoczęliśmy z Piotrkiem podkręcać tempo – dołączył jeszcze do nas kolega z TAURUSA. Z krótkiej akcji zrobiła się niezła ucieczka, żona mi przekazała, że podobno to było kręcone na dronie i głośno komentowane na mecie. Może będą zdjęcia – więc powinno to dobrze wyglądać. Po około 5 km ucieczki, doszliśmy z Piotrkiem do wniosku, że szkoda naszych sił, więc trochę odpoczynku, wchłonięcie do peletonu i zbierania sił przed pierwszym podjazdem.
Cały podjazd ma 8km, końcówka niecałe 4km. Ale moi drodzy co tam się działo. Ci co tam byli to wiedzą jaki to był ogień w nogach i płucach. Po podjechaniu połówki góry, tam gdzie normalni rowerzyści odpoczywają, przed dalszym podjazdem, „amatorzy” rozkręcili swoje pojazdy dwukołowe do 50km/h. Można powiedzieć, że cała grupa podjechała 8km podjazd ze średnią ponad 30km/h.
Końcówka 4km to też jeden wielki ból.
Także,
dobrze z Piotrem zrobiliśmy, że odpuściliśmy ucieczkę, bo sami z takimi
prędkościami byśmy nie wyjechali.
Niestety ostre tempo na podjeździe nie pozwoliło się cieszyć pięknymi widokami na Małą i Wielką Fatrę, dla tych co przegapili, tu wrzucam fotę okolicy. Jak przyjedziecie sami, to się zatrzymajcie, bo jest co podziwiać :).
Potem
szaleńcze tempo w dół, tradycyjnie zostałem z tyłu, grupa odjechała mi na
jakieś 800 m, i jeszcze wtarabaniło się jakieś Punto. Ale powiedziałem sobie,
że nie będę jechał solo, na dole dogoniły mnie jeszcze inne osoby, w tym chyba
z naszej drużyny 2 osoby, do tego grupa postanowiła się zregenerować przed
powrotnym podjazdem, także przed nawrotką na rondzie znowu nas było ze 60 osób.
Od ronda zaczął się mozolny podjazd około 5-6 km tak po 1-3%, potem zakręt w prawo, kogut policyjny i ogień na pierwszą ściankę. Z Jas-Kółek na pierwszej ściance utrzymali się Jarek, Piotrek i Ja. I już się zarysował podział grupy, potem nastąpił drugi atak, który wytrzymał tylko Piotrek, ja jechałem swoje. I tak grupa się poszarpała – pierwsza grupka młodzież z przewagą 30 s i młodzież starsza, czyli kat. C, a w niej zwycięzca mojej kategorii. Jarek na mecie mi powiedział, że tempo na powrocie było na tyle mocne, że ci co zostali, to tylko widzieli nasz odjazd na kolejnych zakrętach. Potem szybki zjazd do Orawskiej Leśnej, lecz nie był to łatwy zjazd, gdyż nasza trójka siwowłosych czterdziestolatków cały czas dokręcała – i tak zmniejszaliśmy dystans sukcesywnie do pierwszej grupy. Profil niby z górki, ale jeszcze po dogonieniu kilku chłopaków co opadli, w tym Piotrka, goniliśmy grupę w tempie ponad 48 km/h. Czasami na liczniku przy dawaniu zmiany było ponad 50. Więc nie wiem, czy nie wolałbym jechać pod górę. Nogi ukręcone jak nie wiem co. Ale dzięki dobrej współpracy, czasami nerwowej, dogoniliśmy grupę nr I i zaczęliśmy osty podjazd na metę. Tempo na klinkę – niby łatwy podjazd to ponad 30km/h.
A takiego finiszu jaki był w sobotę to nie przewidywali najstarsi górale. 20 chłopa ściga się jak sprinterzy na płaskim. Prędkości ostatnich metrów to ponad 40 km/h. Na metę wpada cała grupa – różnice między podium open i poszczególnych kategorii rozegrało się w czasie 4s.
I tu zostaje niedosyt – miejsca nasze (Piotrek i ja) wysokie, ale osobiście to wolałbym przegrać o minutę, a nie rozmyślać przez dwa dni o tych dwóch, trzech sekundach.
O tempie naszej grupy niech świadczy fakt, że następna mocna grupa (z Jarkiem i Markiem) przyjechała parę minut po nas – a i tak mieli średnią ponad 30 km/h.
Nasza średnia to ponad 35 km/h, a przewyższeń było prawie 1800 m :).
Podsumowując, dla mnie wyścig super. Szerokie i bezpieczne drogi, bardzo dobre zabezpieczenia drogi przez Słowaków po ich stronie – cały czas jakaś eskorta, wreszcie bezpiecznie, wreszcie nasza drużyna z przodu.
No i myślę, że nasze ucieczki w pierwszej fazie wyścigu będą zapamiętane :).
Więc jest trochę radości i trochę niedosytu.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Darek
Komentarze
Wspaniale się czyta taką relację, dzięki Ola, dzięki Darek i jeszcze raz MEGA Gratulacje dla całej drużyny Jas-Kółek jesteście najlepsi
.
Piękna relacja. Cieszy mnie, że oprócz super wyników, chce Ci się Darku jeszcze podzielić wrażeniami z wyścigu, okraszonymi dodatkami, w postaci zdjęć, wykresów itp. To też wymaga trochę poświęcenia, czasu. Dla mnie każdy, kto da z siebie wszystko, jest wygranym, nie ważne,które miejsce zajął. Ja muszę tutaj pochwalić Darka i Pawła z Jaworzna i Izę, którzy bardzo się wczuli w naszą drużynę i jak tylko mogą, to godnie ją reprezentują, dając z siebie wszystko i jeszcze więcej. Mimo, że nie trenujemy ze sobą, ze względu na dalekie miejsca zamieszkania od siebie, to bardzo dobrze się rozumiemy. Dziękuję Wam.
Ajajaj ! Grelu toż to arcydzieło medialno- sprwozdawcze! Kurna bracie Ty idź krok dalej i zobrazuj wyścig kamerką , a później na spokojnie zrelacjonuj . To już by była perła w koronie relacji sportowej ! Jeszcze raz dzięki za pełną profeskę Oli i Tobie i poproszę o takie uczty relacyjne jak najczęściej ! Ps: Podpisuję się w pełni pod ostatnim zdaniem Andrzeja ! Powodzenia .
To ja dodam, że dziękuję Sebastianowi, bo ja nie poradziłam sobie z wstawieniem obrazków w środku tekstu, ale na szczęście Bastek zawsze chętny do pomocy :-) No i oczywiście Darek ukłony za relację - nie dość, że świetny z Ciebie kolarz, to jeszcze lepszy pisarz :)
Super relacja i proszę nawet motyw kolejowy się znalazł :-)
Gratulacje !!