Ray Knight
W tym roku rywalizacja odbywała się na 3 dystansach:
CLASSIC, czyli 500 km z przewyższeniami rzędu 5500 m;
MINI, czyli 300 km z przewyższeniami rzędu 3500 m;
FAMILY, czyli 100 km z przewyższeniami rzędu 800 m.
Dystans CLASSIC stanowiła trasa-pętla, której start i meta miały miejsce w Godowie, a punkty kontrolne znajdowały się w Wiśle Malince (113 km), na Kocierzu (184 km), w Nawsie (232 km), Rogoźniku (331 km), Żyrowie (418 km), Kędzierzynie Koźle (432 km), Pogrzebieniu (470 km), Rogowie (486 km) oraz Gorzyczkach (494 km).
Na tej malowniczej i trudnej trasie mieliśmy jednego przedstawiciela, a był nim Paweł Sojecki, który po raz kolejny udowodnił, że pomimo prześladującego go pecha nigdy się nie poddaje i stawia czoło kłodom, które psotny los mu rzuca pod nogi. Na Salmopolu złapał kapcia, wymienił dętkę, po czym znów… złapał kapcia. Ten drugi był o tyle złośliwy, że nie chciał się dać naprawić, bo dziwnym trafem wszystkie 3 dętki, które próbował wymienić, okazały się dziurawe… W końcu po załataniu jednej z dętek, Paweł mógł ruszyć dalej, by na mecie osiągnąć fantastyczny czas 20:06:42, co dało mu 4 wynik wśród wszystkich śmiałków na tym dystansie oraz 3 w kategorii SOLO.
Start i meta dystansu MINI również miały miejsce w Godowie, a punkty kontrolne zlokalizowane były w Wiśle Malince (110 km), na Kocierzu (161 km) i w Nawsie (207 km).
Trasa była równie widokowa i niełatwa, a zmierzyć się z nią postanowić Stanisław Abrachamczyk, który tym razem na szczęście bez przykrych przygód dojechał do mety w świetnym czasie 14:16:03, dzięki czemu osiągnął 73 wynik wśród wszystkich startujących oraz 68 w kategorii OPEN.
Serdecznie gratulujemy naszym niezawodnym i niezłomnym długodystansowcom za kolejny występ, dający tyle emocji i radości! Dziękujemy za godne reprezentowanie nas na rodzimych ziemiach i życzymy przede wszystkim mniej kapci i samych sukcesów w przyszłych startach! Jesteśmy dumni, że wśród tej trudnej odmiany kolarstwa, jaką są ultradystanse, mamy tak wyśmienitych zawodników!
Komentarze
Gratulacje dla Was. Stachu chyba nie schodzi z roweru, samymi maratonami robi tyle km, co niektórzy przez cały rok. Widzę, że łatki przydają się co pewien czas, ja też od pamiętnego wyjazdu mam je zawsze przy sobie, już też mnie uratowały. Paweł, są maratony z przygodami, będą i bez, tak jak siedem lat tłustych i potem chudych, odwróci się to na pewno, przynajmniej wierzyć trzeba.
Wielkie brawa i gratulacje!!!