Jean-Claude Killy
Podczas, gdy większość drużyny startowała w Pętli Beskidzkiej, nasz ultramaratończyk postanowił zmierzyć się kolejny rok z rzędu z trasą Pierścienia Tysiąca Jezior, czyli… 610 km non stop! Każdy na pewno pamięta, czego dokonał Paweł Sojecki w pierwszej dekadzie czerwca – mianowicie ukończył Piękny Zachód, czyli w 5 dni zrobił na rowerze 1975 km. Większość z nas pewnie przez pół roku nie mogłaby spojrzeć na rower, jednak nasz długodystansowiec udowodnił, że jest niezniszczalny i po niecałych trzech tygodniach wsiadł na siodełko i szarpnął 610 km!
Trasa Pierścienia Tysiąca Jezior swój start i metę ma w Lubominie, a punkty kontrolne znajdowały się w Jezioranach (46 km), Mrągowie (102 km), Wydminach (176 km), Kordegardzie (240 km), Sejnach (305 km), Rutce (345 km), Gołdapie (400 km), Sztynorcie (466 km), Reszlu (517 km) i Lidzbarku Warmińskim (560 km). Przewyższenia na trasie sięgały 4000 m, co łącznie z dystansem naprawdę dawało nieźle popalić.
Do 210 km Paweł mógł być bardzo zadowolony z przebiegu maratonu, jednak cóż to by był za maraton, gdyby coś się nie stało? Otóż na tym pechowym 210 km naszemu zawodnikowi strzeliła linka od tylnej przerzutki, skutkiem czego nie mógł w ogóle nimi operować i do dyspozycji miał jedynie przednie przełożenie… Chyba żadnemu kolarzowi nie trzeba mówić, że pozostałe 400 km z taką przeszkodą jest nieco karkołomnym zadaniem… Ale przecież my doskonale wiemy, że Paweł to prawdziwy gladiator na trasach ultramaratonów i „byle” przerzutka nie przeszkodzi mu w osiągnięciu celu. Nasza Jas-Kółka nie poddała się i dojechała do mety z fantastycznym czasem 22:28:00 i średnią prędkością wynoszącą ponad 27 km/h zajął 12 miejsce wśród wszystkich zawodników i 5 w kategorii SOLO! Nie wiemy jak tego dokonał, ale udowodnił po raz kolejny, że jest niesamowitym sportowcem i prawdziwym wojownikiem!
Bardzo serdecznie gratulujemy kolejnego występu, który sprawia, że szczęki zostają na podłodze i przeciera się oczy ze zdumienia! Bo jak inaczej reagować na kolejne doniesienia z tras ultramaratonów, na których Paweł wyczynia rzeczy niemożliwe dla większości kolarzy? Gorąco dziękujemy za kapitalne reprezentowanie Jas-Kółek na Mazurach i życzymy, żeby w nogach nadal była taka niesamowita moc oraz żeby ten nieszczęsny pech w końcu odpuścił Pawłowi. Choć z drugiej strony chyba strach się bać, jaki wynik wykręciłby, gdyby mógł normalnie pedałować ;-).
Komentarze
Gratulacje. Paweł ja nie wiem jak Ty to robisz, że zawsze musisz sobie "ułatwiać" wyścig:). A tak na poważnie to pełen podziw, zresztą jak za każdym razem gdy startujesz.Pozdr.
Dla nas zwykłych połykaczy rowerowych kilometrów taki czas na takim dystansie to jest ewidentny kosmos ! Nawet nie próbuję wyobrazić sobie tak długiej jazdy w tak krótkim czasie ! Mam nadzieję , że muza poezji szlachetnej tchnęła na Ciebie podczas nocnej jazdy i podzielisz się swoimi wrażeniami ! A ja w ciszy pomyślę jak to jest możliwe._._._
Paweł bez "przygód" gdybyś przejechał maraton, to chyba byłby niedosyt z Twojej strony. Może za mocny jesteś i "ktoś" Cię stopuje. A tak na poważnie, skąd masz tyle siły, po dwóch tysiącach, to każdy "normalny", by nie umiał patrzeć na rower. Wielkie brawa i podziękowania za tak wspaniały występ, nieustępliwość mimo przeciwności. Zaczynasz mnie powoli motywować do.........
Podzielę się podzielę. Zacznę od tego że wcale nie uważam że ultra jest trudniejsze od ścigania po górach, walki w peletonie, Pętli Beskidzkiej itp. Nie jesteście jak Otfin pisze połykaczami kilometrów to inne światy ja podziwiam Was za takie wyniki na podjazdach,po górach, pracę w wysokich tętnach aż się ciemno robi przed oczami itp. :-) Powiem Wam że po Pięknym Zachodzie i tych prawie 2 tysiakach nie odzyskałem jeszcze całkowicie czucia w prawej dłoni i gdybym był zegarmistrzem pewnie jeszcze byłbym na urlopie bezpłatnym :-) Ale śmiałem się z ultrasów którzy mi opowiadali że mają tak samo :-) pewnie po kilku miesiącach przejdzie już wiem że trzeba chwyt kiery zmieniać jak najczęściej, czego to się człowiek nie nauczy. Pierścień jest bardzo trudny, niektórzy uważają ze jest trudniejszy niż Bałtyk - Bieszczady. Teren jest bardzo pagórkowaty i sporo jest odcinków z kiepską nawierzchnią. Założenie miałem jechać bardzo technicznie tak jak w zeszłym roku przyniosło mi to dobry wynik. Pilnowałem przede wszystkim kadencji i mocy każdy podjazd dokładnie według założeń wiadomo do 210 km, miałem zapas sił byłem na 4 miejscu i miałem kontakt na punktach z czołówką, czułem tzw "dzień konia" ale, no właśnie naciągam przełożenie a tu trach trach trach i przerzutka na pierwszym trybie i w głowie zamiast 1000 jezior 1000 myśli co tu zrobić. decyzja jadę i walczę dokąd dam radę a później walczę bez dania rady i do mety muszę dojechać. Jeszcze powiem Wam że przepaki trzeba było dać dzień wcześniej ale organizator mówił mi spokojnie możesz dać rano, nie powiedział że do 9:00 a ja startowałem na końcu więc wszystkie przepaki pojechały bez mojego. Robert Janik jechał po trasie więc poprosiłem go żeby mi go wziął do auta i wyciepnął w Rutce. No i tak, przyjeżdżam do Rutki a Robert został w Sejnach bo cos nie działało, zapomniał i jestem bez przepaku. :-) bez bluzy a w nocy ma być 8 stopni :-) Kolega z którym siedzi na punkcie chce mi dać swoją koszulkę jako 2 miał gdyby padało. Udaje się zorganizować bluzę od sędziego z punktu miał w aucie bo też jeździ na rowerze. Przestawiam przerzutkę na T-15 śrubami wciągam jakieś mięcho i ruszam dalej. Po 10 kilometrach gaśnie mi lampka kabel od niej szedł blisko koła i się przetarł, nie zauważyłem tego, jadę na lampce silikonowej nie wiele widzę auta mnie oślepiają i później ciężko coś zobaczyć tak męczę się 60 km do następnego punktu i tu tracę najwięcej paradoksalnie, hamując na zjazdach żeby nie wylecieć z drogi. Na punkt wpadam i pytam o nóż hahaha, patrzą zdziwieni czy się chce pociąć ?? szybko rozcinam, kabel skręcam i izoluję mam światło mogę jechać. Opanowywuję jazdę z kadencją jak kolarze z NRD z lat osiemdziesiątych lub ze 110 jak Armstrong na podjazdach hahaha takie mam wybory 2 przełożenia. Wyprzedzam poujeżdżanych zawodników na tym i motywuje mnie to jeszcze bardziej. Kolega jedzie przede mną i robi mi reklamę że jadę bez przerzutki więc jak wjeżdżam na punkty latają koło mojego roweru trzymając się za głowę i jestem traktowany super nie musze zsiadać biorą mi bidony pytają czy nie potrzebuję czegoś itp. Mimo tych niepowodzeń robię czas podobny do zeszłorocznego i Wojtek G. który był liderem cyklu przyjeżdża za mną o ponad 2 godziny, widziałem go na mecie wiedział jakim sprzętem mu to zrobiłem i nie wyglądał na tak uśmiechniętego jak mnie wyprzedzał na 100 km gdy jeszcze technicznie delikatnie liczyłem jeziora. Ujechałem nogi bardzo tego się bałem i to się stało taką kadencją zarznie się je zawsze, ale efekty były dopiero po kilku godzinach po zejściu z roweru. Po Pięknym Zachodzie lepiej chodziłem niż po Pierścieniu. Ale to wszystko nie jest jakimś problemem, na mecie czułem się jakbym te zawody wygrał i stwierdziłem że tak musiało być żebym opanował zmianę linki na trasie przed kolejnym maratonem :-) Paradoksalnie zamiast stracić, umocniłem się na 4 miejscu Pucharu Polski i do 3 pozycji odrobiłem stratę na tyle że dzieli mnie tylko 0,06 pkt to praktycznie minuta może 2 :-) Podium jest bardzo realne i nie odpuszczę ani trochę bo zamierzam na nim stanąć, bez linki, koła, korby nawet bez roweru. Został już tylko Bałtyk - Bieszczady 1008 i wszystko będzie jasne :-) Otfin muza się włącza po 4 cyfrach na liczniku to, to takie sprinty są nie ma czasu tworzyć.
Takie przygody i przeciwności losu, kłody rzucane pod koło, a Ty Paweł nieugięty pokonujesz kilometr za kilometrem, widzę te zdziwione twarze na punktach kontrolnych . Wielki Szacun i Gratulacje .
No faktycznie , pierwsze zdanie mojej poprzedniej wypowiedzi powinno być w liczbie pojedynczej . Jeśli kogoś uraziłem to sorki ! Piękna relacja z dramaturgią,humorem i na końcu z happy endem. Powodzenia Paweł , samych pozytywnych przygód i wjechania na podium!!!
Paweł, może nie pisz szczegółowo o swoich kłopotach na wyścigach, bo jesteś kolejną osobą która skutecznie co po niektórym wybija kolarstwo z głowy!!! Taka walka świadczy o Tobie, że jesteś perfekcjonistą w każdym calu w tym co robisz. Powodzenia!!!
Nie zgadzam się z Wojtkiem, opisując dokładnie te "przygody" pokazujesz, że wystarczy chcieć, aby pokonać wszystkie trudnosci, a dojechane na kreskę smakuje jeszcze lepiej. Tak trzymaj .
Seba to był sarkazm!!! Oczywiście że chcemy szczegółowych relacji.
Gratulacje Paweł, nie wiem co już pisać , dla mnie to jest jakiś kosmos tyle kilometrów trzaskać za jednym razem. Szczerze podziwiam !!!
jeden duży plus tego że się tyle dzieje to, że się nie chce spać adrenalina robi swoje :-) nocka zleciała moment.
Brawo Paweł, teraz trochę odpoczynku się należy - czyli możesz robić lekkie rozjazdy tak po 400 km, żeby nóg nie zmęczyć :)
Darek chyba wrócił z wczasów? Zaraz weselej się zrobiło.
No tak Darek masz rację delikatnie teraz będzie :-)
Paweł gratulacje i czekamy na nowe newsy z Twoich wypraw :)