Trener - Darrel Royal
Wyścig by Tomasz Marczyński, to, jak sama nazwa wskazuje, zawody, które zorganizował najbardziej charakterystyczny polski kolarz w światowym peletonie zawodowym. Tomasz Marczyński nie tylko zorganizował wyścig w swoich rodzinnych podkrakowskich stronach, ale także prowadził peleton przez cały wyścig, oczywiście jadąc na rowerze. Sam wyścig we fragmentach przypominał legendarne włoskie Strade Bianche i przysporzył startującym wiele trudności. Start odbył się tuż przy XIV-wiecznym Zamku Królewskim w Niepołomicach, następnie peleton jechał Drogą Królewską w kierunku Puszczy Niepołomnickiej, gdzie do pokonania były rundy o długości 25 km. Ci, którzy wybrali krótki dystans pokonywali ją raz i w sumie mieli do przejechania 37 km, natomiast Ci, którzy mieli mało mogli wybrać długi dystans, pokonując 4 rundy i w sumie 112 km. Trasa jednak miała w sobie atrakcyjne niespodzianki dla zawodników, przez które trzeba było, oprócz formy, mieć przede wszystkim niezłe umiejętności techniczne oraz łut szczęścia. A wszystko to przez (lub jak ktoś woli – dzięki) tzw. Segmenty, czyli szutrowe odcinki. Pierwszym z nim był Segment Immortal – usytuowany na pętli i liczący 2800 m, który zawodnicy w przypadku dłuższego wariantu trasy pokonywali aż 4 razy. Drugim był Segment Soudal, który umiejscowiony był na ostatnich 2800 m finiszu. Na obu był odcinkowy pomiar czasu, który liczył czas netto zawodnika – w praktyce oznaczało, że nawet ostatni zawodnik mógł zostać zwycięzcą odcinka specjalnego. W przypadku Segmentu Immortal liczył się najlepszy z 4 zmierzonych czasów. To, co działo się na tych szutrowych odcinkach, było czymś naprawdę niespotykanym. Jak relacjonują nasi zawodnicy, którzy wzięli udział w Wyścigu by Tomasz Marczyński, przebite dętki, latające kamienie, spadający z rowerów zawodnicy, wszechobecny kurz – wśród tego wszystkiego trzeba było twardo trzymać rower i pędzić ile fabryka dała! Jednym zdaniem zdecydowanie niepowtarzalny wyścig, który trzeba przeżyć na własnej skórze.
A my nie potrafimy posiąść się z przeogromnej radości, której przysporzyła nam oczywiście nasza niepokonana, różowa Jas-Kółka! Po raz kolejny udowodniła, że jest absolutnie i niezaprzeczalnie najlepszą zawodniczką w Polsce i nie ma na nią mocnych! To, co Angelika wyprawia na swoim rowerze sprawia, że co rusz nasze szczęki trzeba zbierać z podłogi! Nasza Mistrzyni przez calutki wyścig jechała w czubie peletonu i niemal niewzruszona pruła przez Segmenty niczym Peter Sagan na Paris-Roubaix! Na metę dosłownie wpadła niczym błyskawica i z fenomenalnym, kapitalnym i rewelacyjnym czasem 02:44:56 oraz kosmiczną prędkością średnią wynoszącą 41 km/h zajęła genialne 25 miejsce OPEN (ze stratą zaledwie 1 minuty 25 sekund do zwycięzcy!) oraz zwyciężyła wśród wszystkich kobiet oraz oczywiście tym samym w swojej kategorii wiekowej K3! Nad drugą kobietą open zyskała 5 minut i 22 sekundy, natomiast nad drugą panią w kategorii K3 zyskała 27 minut i 4 sekundy! Myślicie, że to koniec? Ależ oczywiście, że nie! Nasza cudowna zawodniczka była najszybsza na obydwóch Segmentach! Angelika swoją bezbłędną i fantastyczną jazdą zdobyła 4 koszulkę liderki w tym roku, a wszystkie te koszulki zdobyła na samych mega prestiżowych zawodach! My mamy jedno pytanie do Angeliki – czy ona na zawody jeździ tirem? Bo w zwykłym aucie na pewno nie mieszczą się nagrody, które zdobywa!
Przy boku Angeliki znów mogliśmy podziwiać Marcina Wróbel, który czujnie trwał przy naszej liderce, jednak u Marcina niestety zabrakło tej odrobiny szczęścia, bo umiejętności i formy na pewno nie można mu odmówić! Marcin na pewno dojechałby na podobnej, genialnej pozycji OPEN, co nasza Mistrzyni, jednak na 17 km przed metą na Segmencie Immortal rozciął oponę kamieniem i został zmuszony stanąć, by naprawić defekt. Ostatecznie na prawie 200 startujących zajął świetne 90 miejsce OPEN i z czasem 03:02:48 zajął 33 miejsce w kategorii wiekowej M3!
Nie ma takiego słowa, który w pełni oddałby to, co Angelika wyczynia! My z każdym występem jesteśmy coraz bardziej dumni i pełni radości, że mamy zaszczyt mieć w swoich szeregach tak wyjątkową zawodniczkę! Po tym pełnym zwycięstw i triumfów sezonie już nic nie jest w stanie nas zdziwić, jeśli chodzi o jej osiągnięcia! Cieszymy się również, że Marcin towarzyszy jej w sukcesach i jest patronem jej zwycięstw – ich duet to idealny przykład tego, jak powinna wyglądać drużyna, a my jesteśmy niesamowicie szczęśliwi, że możemy z nimi tę drużynę tworzyć!
Bardzo, bardzo serdecznie gratulujemy różowo-złotej Jas-Kółce kolejnego triumfu, a Marcinowi świetnego występu, który, gdyby nie pech, byłby zdecydowanie lepszy! Dziękujemy za tak pierwszorzędne i bezbłędne reprezentowanie nas na tych prestiżowych zawodach, na których Jas-Kółki pokazują, że rządzą! Oraz życzymy zarówno naszemu duetowi, jak i nam samym, żeby każdy sezon był tak fantastyczny jak ten, który powoli dobiega końca!
Komentarze
No cóż nie ma już słów, żeby wyrazić to, co każda Jas-Kółka czuje, kiedy nasza Angelika staruje w jakimkolwiek wyścigu. Mnie rozpiera ogromna duma. Wielkie, wielkie brawa i podziękowania także dla Marcina, razem tworzą duet, który obrazuje naszą drużynę, taką do jakiej ja dążę i myślę, że w dużej części taka jest. Graty, graty i jeszcze raz graty. Wielkie dzięki.
Bociany odleciały , jaskółki również , tylko dwie furgają jeszcze po kolarskim świecie ! Brawo , brawo , brawo ! Marcin jak rycerz swojej królowej brał na klatę wszystkie kapcie czyszcząc drogę do zwycięstwa naszej Mistrzyni . Swoją drogą to piękna sprawa , że czynni i byli zawodnicy peletonu promują tak intensywnie kolarstwo górskie i szosowe . Co raz więcej jest takich wyścigów i w przyszły roku też sobie taki pyknę . Np , u Rafała z Zegartowic . Powodzenia i do zobaczenia !
Brawa dla Was, wielkie gratulacje piękny wynik, piękne zdjęcia i niesamowita Angela !!!!
Jeszcze raz WIELKIE GRATULACJE i BRAWA. Angelika, twoja jazda w tym sezonie jest niesamowita, a wyniki zapierają dech. Życzę Ci, aby kolejny rok dał Tobie nie mniej radości i dobrej adrenalinki oraz mnóstwo kolejnych pucharów do kolekcji. Marcin, i Tobie należą się gratulacje i podziękowania, bo masz swój udział w tym sukcesie.
Dziękuję Wam pięknie za wszystkie wspaniałe słowa. Wyścig by Tomasz Marczyński był najtrudniejszym wyścigiem jaki kiedykolwiek przejechałam patrząc pod kątem terenu. Rano idziemy do biura zawodów po numery startowe. Patrzę nr "146" - mówię do Marcina" "O! Jedynka z przodu u mnie zazwyczaj dobrze wróży, ale tym razem to chyba będzie pomyłka." Marcin śmiał się ze mnie, ale oboje stwierdziliśmy (nie wiedząc co nas czeka): "Ach, tak płasko to nie dla nas..." , "Będzie nudno i nic ciekawego się nie będzie działo..." Nic bardziej mylnego ! Z racji, że mieliśmy złe doświadczenia ze startu wspólnego na kryterium tour de Cracovia, to także i tym razem ustawiliśmy się w pierwszej linii na starcie już z 45- minutowym wyprzedzeniem. Wiedzieliśmy, że przed nami 112 km po płaskim więc dobra pozycja to podstawa. W międzyczasie zdążyłam sobie zrobić selfie z Tomaszem Marczyńskim (najważniejsze - radość nie miała końca). Wybiła w końcu 11:11 i ruszyliśmy ! Najpierw 3 km miała miejsce runda honorowa, ale już tutaj jechali wszyscy na maxa mam wrażenie. Z przodu jechać miał Tomasz jako ambasador wyścigu, ale od razu za startem został oczywiście "połknięty" przez wściekły peleton.... Dojechaliśmy do punktu z którego za kilka minut z zatrzymania miał ruszyć już start ostry. Rozpoczęło się odliczanie 3,2,1... START ! Od początku tempo fest !! Ciasno strasznie, momentami aż za bardzo do tego niektóre odcinki bardzo mokre i na efekty nie trzeba było długo czekać. Na prostej drodze tuż przed nami dzwon ! Zawodnicy jeden po drugim padają... Zarówno mnie jak i Marcinowi udało się sprawnie po trawie obejść leżących i ruszamy w pogoń za przodem peletonu. Miałam na widoku tylko Katarzynę Wełnę, która wiedziałam że po tak udanym sezonie wioślarskim i 8 miejscu na MŚ w tejże dyscyplinie, jest z całą pewnością świetnie przygotowana wytrzymałościowo do tego startu. Udało się w końcu dojechać do uciekających i pędzimy dalej. Momentami grubo ponad 50 km/h! Było strasznie wąsko, a do tego zakręty ostre po których następowało praktycznie całkowite wyhamowanie, po czym szedł taki gaz, że to było coś niesamowitego ! Nagle zaczęła się straszna masakra tej pętli i najgorszy jej odcinek! Droga SZUTROWA ! Z ogromnymi kamieniami na długości 2800m, na której to w dodatku wyznaczony został specjalny segment premii na której mierzono czas czterokrotnie, a pod uwagę brany był najlepszy z nich. Matko Kochana ! Co tam się działo ! Rowery fruwały razem z ludziami, kamienie latały wszędzie ! Jeden z nich miałam w kasku a Marcin jeszcze całą drogę powrotną do domu z Niepołomic wyciągał z włosów kamyki... Ja się tak tego przeraziłam i jak zdałam sobie sprawę z tego, że trzeba będzie jechać tutaj cztery razy to się dosłownie załamałam.... Widzieliście na pewno kiedyś wyścig Paryż Roubaix prawda ? No, to to było coś takiego. Normalnie na treningu idę przez taki odcinek z rowerem w rękach a tutaj momentami 40-45 km/h !!!! Mój rower dostał tam takie baty od tych kamieni, że aż się boję go myć bo wtedy zobaczę efekty tego na ramie lub na kołach na pewno.... Mało tego ! Ledwo przejechałam ten odcinek wjeżdżamy w las a tam niby asfalt, ale w rzeczywistości resztki po asfalcie, dziury zasypane kamieniami i tak pędzimy z zawrotną prędkością ! Jeszcze dobrze się nie otrząsnęłam a tu nagle co ? Kolejna droga szutrowa ! Tym razem dużo lepsza bo ubita i z mniejszymi kamieniami,ale pędzimy tam ponad 45 km/h ! No i wjazd na drugą rundę. Po drodze co chwilę ktoś "wypadał z gry", ludzie lecieli do rowu, na trawniki, paprotki a nawet drzewa... Na odcinku, gdzie był ten trudny szuter z ogromnymi kamieniami i premiowanym segmentem działy się dantejskie sceny.... DRAMAT ! Co chwilę miał miejsce wystrzał, a ludzie zjeżdżali na pobocze bo mieli jakąś awarie. Fatalna sprawa. Jednak ja twardo się trzymam i Marcin też, jedziemy w czołówce, a jak ją tracimy to Marcin wskakuje na przód i dociągamy jadąc w trupa ! W pewnym momencie Kasia dojeżdża do mnie i pyta : "zostałyśmy same?", na co ja jej odpowiadam: " Nie wiem, bo strach się obracać w obawie przed utratą równowagi, co grozi wywrotką." Kasia przyznała mi rację i jedziemy dalej. Dodam ciągle w czołówce. Uwierzcie mi, że Marcina od 37 km nie widziałam do chyba 75 km, był tuż za mną, ale nie był w stanie do mnie podjechać, a tym bardziej mnie wyprzedzić bo było tak ciasno i niebezpiecznie. W końcu go w pewnym momencie zobaczyłam i pytam go: "Marcin trzymasz się jakoś ?" Na co Marcin odp.: "Tak ! Jest ok !" Na dłuższą rozmowę nie było szans, trzeba było się skupić i mocno trzymać kierownicę bo tutaj nie było nawet sekundy żeby odpocząć i wyłączyć się bo trzeba było ciągle myśleć i uważać co tak trudna technicznie była ta trasa.... Ludzie stawali co chwilę z defektem a czołówka pędziła ciągle jak szalona! Nareszcie wjeżdżamy po raz ostatni na szutrowy najtrudniejszy etap ! Jedziemy z Marcinem obok siebie aż tu nagle słyszę wystrzał, mówię sobie: " o nie ! To chyba u Marcina..." :( był blisko a to z tej strony właśnie było słychać więc wołam do niego : "Marcin to Twoje koło ? " na co mi odpowiedział to, czego absolutnie w tamtym momencie nie chciałam usłyszeć "Tak..." Wiedziałam, że muszę jechać dalej bo jestem w czołówce i będę walczyć o zwycięstwo... Mimo to smutno strasznie mi było, że na 17 km przed meta Marcin jadąc wręcz kapitalnie pozbawiony został walki o czołowe miejsce z powodu tego defektu. Mówię do Kasi: "Kurcze Marcin kapcia złapał", na co ona mówi: "ojej szkoda..." Miała rację BARDZO SZKODA. No ale cóż po nim kilka kolejnych osób również złapało gumy... wyścig tak trzymał w napięciu, że szok ! Nikt nie rozmawiał każdy był skupiony, nikt nie komentował wypadku czy defektu kolejnych zawodników bo każdy wiedział, że za chwilę na niego może być kolej. Jedziemy szybko! Bardzo szybko ! Po chwili wyprzedzam Kasie bo tak akurat ustawili się zawodnicy i tracę ją z oczu. Po czym za kilka km słyszę od innego zawodnika: "Zostałaś sama , koleżanka wypadła ". Na co ja zaskoczona go pytam: "jak wypadła ?! Co się stało ??? " Na co on krótko odp. "Kapcia złapała " byłam zszokowana... Mówię mu: "o nie! A tak pięknie jechała... Masz Ci los !" No i zostałam sama z tymi chłopakami na 12 km przed metą.
Tempo wzrastało, ale trzeba było się utrzymać bo za nami była dziura i nie miałam najmniejszego zamiaru się w niej znaleźć samotnie. W pewnym momencie przede mną faceta wręcz zepchnęli ręką do rowu... Straszne to było, ponieważ gość wbił się głową w kopkę siana, a obok niego rower. Nagle patrzę, a po prawej stronie przy drodze biała tabliczka z napisem 1 km do mety. Zdziwiłam się, że to już! Bo na licznik spojrzałam z dwa razy tylko bo nawet bałam się spojrzeć, żeby przez ten ułamek sekundy nie stracić równowagi. Spojrzałam na lewo jedzie Krystian Piróg - 17 zawodnik UCI Granfondo z Włoskiego Varese z tego roku i Mistrz Polski Masters również z tego roku, ciut przede mną mocni zawodnicy z Gatta bike-rs , a jeszcze całkiem niedawno w moim zasięgu wzroku jechał z przodu w ucieczce Marek Wojnarowski ( zresztą zwycięzca OPEN tego wyścigu). Pomyślałam sobie: "o co tutaj chodzi ? Co ja tutaj robię? Ale, że ja z nimi, z taką polską, męską czołówką kolarstwa szosowego będę finiszować??? Jeju albo okrążenia pomyliłam ?! To niemożliwe,że ja jestem tutaj wśród nich..." Co prawda miałam zamiar tym startem przerwać złą passę moich startów na płaskich profilach, no ale kurcze bez przesady! Aż tak nie chciałam ! Jak zaczęli finiszować jeden po drugim ja się z tego wycofałam. Jechałam szybko, ale nie tak jak oni bo wiedziałam, że mam wygrane a oni niech sobie teraz walczą. Dosłownie dałam się im objechać. Dla mnie 15 miejsce OPEN czy 25 wśród wszystkich zawodników i tak jest ogromnym sukcesem. Bałam się,że któryś mnie przy tym finiszu wywróci... mam już nauczkę z MŚ i bardzo uważam . Tyle,że tam byłyśmy w cztery dziołszki, a tutaj było z 30 facetów! Wpadłam na metę uradowana i to wcale nie z wygranej, ale z tego, że jestem cała i zdrowa. Stoję i czekam z niecierpliwością na Marcina aż dojedzie bo nie wiedziałam jak sobie poradził z defektem. W między czasie przyszła do mnie Katarzyna Wełna złożyć mi gratulacje. Przykro mi strasznie było, że złapała kapcia bo świetnie jechała i tak naprawdę tylko straszny pech zabrał jej szansę walki o zwycięstwo. No, ale tych pechowców były dziesiątki! Stoimy tak w grupce z innymi kolarzami i rozmawiamy o tym jakże emocjonującym wyścigu, a wtem jednemu z nich sama strzeliła szprycha. Zapadła cisza, aż w końcu któryś skomentował: "dobrze, że dopiero teraz." Wszyscy zaczęli się śmiać, bo naprawdę miał kupę szczęścia. No i patrzę jedzie Marcin !!! Ulżyło mi... Wręcz kamień spadł mi z serca, bo bałam się o niego. Podjechał i powiedział krótko:"Przebiłem oponę..." No i zaczyna opowiadać, że uszczelniacz nic nie pomógł powietrze zaraz zeszło. Wcale mnie to nie zdziwiło po tym, co widziałam na tych szutrach. Najlepsze było to, że Marcin idąc znalazł nie tylko dętkę, ale i zestaw naprawczy... To sobie możecie wyobrazić ilu ludzi tam ucierpiało skoro takie skarby leżały na trasie. Marcin opowiada dalej: "Dojechałem jakoś do samochodów serwisowych Vittoria pełny nadziei na pomoc, a tam wszystkie koła już rozdali auto puste...Jedynie dętki mieli lub opony za opłatą." Także jak sami widzicie hardcore na tej trasie był straszny. Przyjechaliśmy do auta i sprawdzamy z ciekawością wyniki, które mnie zszokowały... Zwyciężyłam OPEN wśród kobiet to raz, ale straciłam tylko 1 m 25 s do zwycięzcy OPEN, a tylko 3 sekundy do 4 zawodnika OPEN ! Niesamowita sprawa! Byłam strasznie zaskoczona, ale też niesamowicie szczęśliwa. To mój wielki sukces. Nigdy przez 23 lata nie miałam takiej okazji finiszować z pierwszą grupą chłopaków! Rewelacja po prostu. Czekając na dekorację chodziliśmy między stoiskami targów Bike Sale Expo i tam dowiedzieliśmy się, że niestety w tym pierwszym dużym dzwonie jeden z chłopaków wyciągnął rower carbonowy w 3 cześciach.... Straszna sprawa. Później rozpoczęła się jedna z piękniejszych opraw dekoracji w moim życiu, w której brałam udział. Kapitalnie to wszystko było przygotowane. Oprócz tony nagród, które dostałam to pierwszy raz byłam dekorowana wieńcem laurowym ! Najpiękniejszy jednak był uśmiech, uścisk dłoni i gratulacje od samego ambasadora i wybitnego kolarza - TOMASZA MARCZYŃSKIEGO ! Towarzyszyły mi ogromne emocje i radość! Być dekorowanym przez tak wspaniałego kolarza to coś wyjątkowego, czego nie da się opisać słowami. To po prostu trzeba przeżyć! Miałam też okazję zamienić z nim parę słów. Nawet zapytał, czy jestem zmęczona ? Jest niesamowicie ciepłą i tak sympatyczną i wciąż uśmiechnięta osobą, że jestem pod wielkim wrażeniem jego osobowości. Cieszę się, że było mi dane poznać go osobiście. Jak podsumuję Wyścig by Tomasz Marczyński? Powiem Wam tak, jeżeli chcecie poczuć na swojej skórze co to znaczy PRAWDZIWE ściganie oraz poznać polskie Strade Bianche lub ja kto woli Paris- Roubaix, to zapraszam za rok! Jeżdżąc przez 23 lata nigdy nie miałam okazji jechać w tak trudnym terenie. Uważam też, że jest to wyścig TYLKO dla ludzi o mocnych nerwach i zapewniam Was, że nie ma w tych słowach ani grama przesady. Tomasz Marczyński wielokrotnie powtarzał, że chciał zorganizować wyścig inny niż wszystkie. A zatem Tomku informuję Cię, że udało Ci się to w 100% ! Drugiego takiego Wyścigu nie ma! Był trudny i ciężki dla WSZYSTKICH. Sama wytrzymałość i forma to pikuś, tutaj bardzo ważne było doświadczenie kolarskie oraz umiejętności techniczne. Był to jednak wyścig świetnie zorganizowany. Prawie 500 kolarzy, ruch zamknięty całkowicie, bufety, pomoc serwisowa i dla każdego pamiątkowy medal. Do tego wszystkiego świetni komentatorowie i fotografowie sportowi światowej klasy! Impreza REWELACJA! Po tym wyścigu wiem jedno, że już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć! Bardzo dziękuję w tym miejscu Marcinowi za obecność i pomoc na trasie, która była dla mnie niezwykle ważna oraz gratuluję mu ukończenia wyścigu na tak wysokiej pozycji pomimo tego defektu!
Myślę, że gdyby była jedna znana nam wszystkim osoba w tym peletonie, to byłby finisz chyba na maksa z Twojej strony, mam rację, Angelika?
Brawo,Brawo,Brawo fajnie mieć taką gwiazdę w Team-ie - Mistrzynię Angelikę.Graty również dla Marcina,rycerza naszej KRÓLOWEJ.
Andrzeju masz rację :) gdyby tam była "Ta osoba", to chyba bym zwinęła asfalt za sobą :D :D :D
Gratulacje!!!
Wielkie Gratulacje za kolejny bardzo dobry wyścig i zdecydowane zwycięstwo. Trasa niemal całkowicie płaska ale z odcinkami specjalnymi powoduje, że ten wyścig ma jedyny w swoim rodzaju charakter, na razie nie spotykany na innych zawodach w Polsce. Szkoda defektu Marcina, był jednym z wielu pechowców a wyścigu nie ukończyło kilku czołowych kolarzy na naszym podwórku.
Dziękuję chłopaki ! :)